Czas na PKS Bieszczady

O tym jak obecnie funkcjonuje Bieszczadzki Związek Komunikacyjny, jakie były jego początki i jakie są plany na przyszłość z jego pomysłodawcą Bartoszem Romowiczem, burmistrzem Ustrzyk Dolnych, rozmawia Paulina Bajda.

Bieszczadzki Związek Komunikacyjny działa już od 2021 roku. Pamięta Pan jego początki - dlaczego powstał?


- Bieszczadzki Związek Komunikacyjny, który teraz obsługuje teren całych Bieszczadów powstał tylko dlatego, że się uparłem. Wiedziałem, że tego potrzebują mieszkańcy i tylko w takiej formie komunikacja publiczna będzie u nas funkcjonować. Niestety na początku samorządowców z sąsiednich gmin i powiatów było bardzo trudno przekonać do tego, że będzie to dobre rozwiązanie.


Dopiero kiedy gmina Ustrzyki Dolne pozyskała dofinansowanie z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych i na naszym terenie autobusy jeździły przez cały rok - włącznie w weekendami, a mieszkańcy wszystkich naszych sołectw mogli dojechać do Ustrzyk, to dopiero wtedy niektóre okoliczne gminy zauważyły, że to ma sens. Dopiero po roku nam udało się skupić wszystkie samorządy na wspólnym celu czyli rozwiązaniu problemu komunikacyjnego w Bieszczadach.


Przypomnę, że problem z połączeniami autobusowymi pojawił się po odejściu z bieszczadzkiego rynku dotychczasowego przewoźnika „Arrivy”. Chociaż już od wielu lat obserwowaliśmy tak naprawdę tylko zmienię nazwy podmiotu który świadczył te same usługi. Mieliśmy „Connex”, „Veolię”, „Arrivę”. W rzeczywistości to był wciąż ten sam twór - ten sam przewoźnik, który używał tych samych autobusów, aż do ich kompletnego wyeksploatowania, do całkowitego zużycia. Śmiem twierdzić, że najmłodszy tabor był niewiele młodszy ode mnie, więc to pozostawiało wiele do życzenia. Podsumowując - do tego by zająć się publicznym transportem zmusiła nas stale pogarszająca się sytuacja na publicznym rynku komunikacyjnym. Nie mogliśmy dopuścić do tego by nasi mieszkańcy nie mogli dojechać do pracy, szkół czy lekarzy.


Początki były trudne, a jak wygląda to teraz? Czy samorządy są zadowolone ze współpracy?


- Ta współpraca na pewno do dziś jest trudna, bo każdy z samorządów ma swoje interesy i inne poglądy na niektóre sprawy. Inna jest też charakterystyka gmin, bo inna jest ilość miejscowości i mieszkańców na terenie gminy Lutowiska a inna na terenie Leska czy Zagórza. Gmina Zagórz nie musiała się tak bardzo martwić o komunikację jak Lutowiska, bo był tam prywatny przewoźnik „Tarzan”, który jeździ do dziś i mieszkańcy tej gminy nie mieli problemu z dojazdem gdziekolwiek. Natomiast Ustrzyki Dolne, Czarna czy Lutowiska tak naprawdę były zdane same na siebie. Każdy samorząd miał inne problemy. Dlatego cieszę się, że udało i się przekonać wszystkie koleżanki i kolegów do tego by przystąpili do związku. Oczywiście na początku nie wszystko było idealnie. Ale patrząc z perspektywy czasu, na to jak wiele musieliśmy się nauczyć - to i tak udało się bardzo dużo osiągnąć. Teraz widzę i nawet sami mieszkańcy nam to mówią, że BZK sprawnie funkcjonuje.

Funkcję przewodniczącego BZK pełniłem przez rok. W tym czasie - wspólnie pracowniczką Urzędu Miejskiego w Ustrzykach Dolnych panią Beatą Besz, większość czasu poświęcaliśmy właśnie związkowi. I udało się utworzyć nowe linie, pozyskać na nie dofinansowanie i tak naprawdę od nowa uruchomić komunikację publiczną w Bieszczadach. To wymagało poświęcenia bardzo dużej ilości czasu, bo zaangażowanie innych samorządów było różne. Trochę też z frustracji w końcu złożyłem rezygnację, aby dać innym samorządowcom „pole do działania”, by też się mogli wykazać. Przyznam też, że odbieranie o godz. 5:30 rano telefonów z pretensjami, że autobus nie przyjechał było dość męczące. Szczególnie kiedy okazywało się, że to miejscowość leżąca poza naszym powiatem, a winnymi były lokalne władze, które nie zgłosiły, że w danej miejscowości dzieci i młodzież dojeżdżają nie tylko do szkoły podstawowej, ale też do szkół średnich np. do Sanoka. Dlatego chciałem też zmobilizować innych, by zainteresowali się związkiem i by poczuli, że jest to dobro wspólne a nie interes prowadzony przez jeden samorząd - Gminę Ustrzyki Dolne.


Wiemy, że BZK nie ma możliwości utrzymać się tylko i wyłącznie z biletów i finansowego wsparcia ze strony samorządów. Z czego utrzymuje się BZK i czy prowadzenie związku w ogóle się opłaca?


- Bieszczadzki Związek Komunikacyjny utrzymuje się z kilku źródeł. Pierwsze z nich to składki członkowskie wpłacane przez członków związku czyli samorządy. Nie jest tego dużo, a na pewno niewystarczająco by zatrudnić odpowiednią liczbę fachowców do obsługi chociażby samego biura. Dlatego w większości jest to praca społeczna. Przez pierwszy rok - razem z panią Beatą Besz - pracowaliśmy na dodatkowym, prawie pełnym, bezpłatnym etacie. A tak naprawdę to wszystko powinno funkcjonować w ramach związku. Niestety BZK nie miało pieniędzy, ale ktoś musiał prowadzić sprawy nie tylko biurowe i robiliśmy to my. Drugie źródło dofinansowania, to dopłata z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych do linii nierentownych - to największy i najbardziej decydujący przychód BZK. To właśnie to wsparcie sprawia, że można było uruchomić kursy, które są deficytowe i przynoszą starty - na przykład ze względu na małą ilość mieszkańców w wioskach lub ich położenie. Taka jest idea tej dotacji - z niej pokrywamy kursy autobusów, które się nie bilansują finansowo. Trzecie źródło finansowania to dopłata do biletów ulgowych i zysk z zakupionych biletów. Te pieniądze trafiają do przewoźnika a przewoźnik dodatkowo rekompensuje sobie straty dotacją, którą BZK otrzymuje z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych. Mieszkańcy Bieszczadów są zadowolenia, a to jest dla nas najważniejsze. Wielokrotnie rozmawiałem z ludźmi, którzy dziękowali nam za to, że powstało BZK, przywróciliśmy połączenia i autobusy kursują regularnie - włącznie z weekendami. Dzięki temu mogą codziennie dojechać do Ustrzyk, Leska czy Sanoka - a stamtąd dalej. To jest ogromny sukces.


Jakie kolejne wnioski o dofinansowanie powinien złożyć Bieszczadzki Związek Komunikacyjny i gdzie szukać pieniędzy?


- Mamy wdrożoną nową siatkę połączeń, dlatego konieczne jest złożenie wniosku o dofinansowanie w kolejnych latach. Myślę, że siatka połączeń wymaga jeszcze korekt i BZK powinien wprowadzać je na bieżąco. Dlatego trzeba korzystać z kolejnych naborów z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych i mam nadzieję, że dotacje będą jak najwyższe, aby można było uruchomić jeszcze więcej kursów. Dzięki temu mieszkańców Bieszczadów uda się przekonać do komunikacji publicznej, a to jest naszym głównym celem. Musimy pamiętać, że bardzo łatwo jest ludzi odzwyczaić od korzystania z komunikacji publicznej a trudniej jest do niej znów przyzwyczaić. To jest właśnie zadanie nas, dla samorządowców. Chodzi o to, aby nasi mieszkańcy ponownie zaczęli korzystać z komunikacji publicznej. Musimy sprawić, by jeździli dobrymi autobusami, mieli więcej kursów, odpowiednie przystanki gdzie mogą się schować przed deszczem i stale podnosić standard usług. Chcemy by ludzie chcieli - a nie tylko musieli korzystać z autobusów.


Jak w najbliższych latach będzie wyglądać działalność BZK? Czym w pierwszej kolejności powinny się zająć osoby, które teraz zarządzają związkiem? Na co mogą liczyć mieszkańcy i odwiedzający Bieszczady turyści?


- To jak będzie wyglądać BZK będzie zależało od włodarzy poszczególnych gmin. Wiemy, że w przyszłym roku odbędą się wybory samorządowe i mogą zajść zmiany na stanowiskach wójtów czy burmistrzów. Mogą przyjść osoby, które będą miały inną wizję funkcjonowania związku. Mam jednak nadzieję, że będą korzystać z naszego doświadczenia, z tego co jest i już dobrze funkcjonuje. Nie można zepsuć tego, co udało nam się przez ten okres wypracować.


Cieszę się, że trochę pod przymusem, ale inne samorządy zaangażowały się w zarządzanie związkiem. Myślę, że koledzy samorządowcy, którzy przejęli związek po pierwszym zarządzie czyli po mnie, burmistrzu Zagórza i po staroście leskim - przekonują się, że zarządzanie taką instytucją nie jest takie proste jakby się mogło wydawać na początku. Dobrze by było, jak w przyszłości BZK uruchomił własnego przewoźnika, pozyskał dotację na zakup nowych autobusów - co jest możliwe chociażby z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej czy innych funduszy rządowych. Uruchomienie własnego przewoźnika sprawi, że przewozy będą mogły być wykonywane nowymi i w pełni bezpiecznymi autobusami na terenie działania całego związku. To jest idea bardzo szczytna, ale bardzo trudna do zrealizowania ponieważ samorządy nie są skore do przekazywania pieniędzy na wkład własny w „nie swoje” a w związkowe. Dlatego jeśli jako partnerzy nie nauczymy się sobie ufać, to może się to nie udać. Musimy dobrze zarządzać tym co chociaż jest wspólne - to jest nasze, bo ułatwiające życie naszym mieszkańcom. Wiem, że mieszkańcy naszych powiatów oczekują też, że Bieszczadzki Związek Komunikacyjny uruchomi bezpośrednie połączenia do Rzeszowa i Przemyśla. Niestety nie jest to możliwe, ponieważ BZK dostaje dofinansowania do połączeń tylko w ramach gmin lub powiatów, które do niego należą.


Czy mimo tego, że nie jest Pan już przewodniczącym BZK, ma Pan jeszcze jakieś pomysły na
poprawę komunikacji w regionie i rozwój związku?

Jako gmina nie czekaliśmy na sąsiadów samorządowych i już w ubiegłym roku wystąpiliśmy do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej z projektem na zakup autobusów. Dostaliśmy prawie 26 mln zł po to, aby uruchomić pierwszą w Polsce bezpłatną komunikację publiczną pojazdami bezemisyjnymi. Mam nadzieje, że znów będziemy pionierem a za nami pójdą inne gminy i powiaty. Chciałbym by już niedługo w ramach BZK zakupione zostały autobusy i uruchomiony został nowy przewoźnik np. - PKS Bieszczady. Przyznam, że jeśli chodzi o komunikację publiczną to mam dużo pomysłów. To jest jeden z moich ulubionych tematów. Zobaczymy czy wszystkie z nich uda się zrealizować. Przepisy prawa się zmieniają i jestem przekonany, że wciąż należy je modyfikować tak, by były przyjazne dla samorządów, po to, by coraz więcej z nich mogło uruchamiać tego rodzaju działalność.


Wystarczy popatrzeć jak wygląda komunikacja publiczna w Polsce. Połączenia wciąż są likwidowane, mimo że są przeznaczane pieniądze na transport, to są inwestowane nie tak jak powinny być. W naszym kraju i regionie jest jeszcze sporo do zrobienia jeśli chodzi o stworzenie komunikacji publicznej przyjaznej mieszkańcom. Na pewno cieszę się, że mój pomysł jakim był BZK stał się realny, że funkcjonuje i przynosi korzyść mieszkańcom Bieszczadów. To daje mi dużą satysfakcję. Wiem, że to nad czym pracowałem przez kilkanaście miesięcy zostało zrealizowane.

Paulina Bajda